Rynek reklamowy nieustannie się zmienia podążając za rozwojem technologii i odpowiadając na potrzeby konsumentów. Reklama zawłaszcza nowe obszary przestrzeni wspólnej. Zmieniają się użytkownicy, zmieniają się reklamodawcy. Ekspansja rynku najpierw doprowadziła do mocnej segmentacji i specjalizacji poszczególnych podmiotów, by następnie je skonsolidować. Obecnie, rynek jest tak dynamiczny, że ciężko jest pod jednym dachem budować absolutnie wszystkie obszary wiedzy na poziomie eksperckim. W związku z tym, dziś nie dziwi już nikogo fakt, że agencje współpracują z różnymi podwykonawcami , którzy są wyspecjalizowani w jednej, konkretnej dziedzinie. Dobrym przykładem są prace programistyczne, które dość łatwo jest outsource’ować, a dość trudno zbudować kompetencje wewnątrz agencji na wysokim poziomie . Czy taka specjalizacja jest dobra? Jak to często bywa, to zależy.
Rozwińmy wątek software house’ów i przyjrzyjmy się wspominanej specjalizacji z perspektywy podwykonawcy. Naszymi klientami są przede wszystkim duże agencje reklamowe, domy mediowe a także małe butiki kreatywne. Na bazie tych doświadczeń możemy sformułować pewne prawidłowości. Przez ostatnie lata krótki łańcuch (klient – wykonawca) wzbogacił się o kolejne ogniwa pośredniczące w procesie realizacji zamówień. Dziś agencja obsługująca klienta często, działa niczym developer przy budowie domu, czyli koordynuje najważniejsze procesy projektu nadzorując przy tym realizację prac przez podwykonawców, w tym wypadku przez software house. Wiele dużych agencji doszło do wniosku, że zdecydowanie bardziej opłaca się outsourcować usługi programistyczne, utrzymując w swoich strukturach tylko kluczowe kompetencje technologiczne. W małych agencjach czy butikach kreatywnych outsource technologiczny jest praktycznie standardem rynkowym. Utworzenie działu developerskiego jest opłacalne tylko przy dużej płynności zleceń programistycznych, wymaga ponadto stworzenia mechanizmów zarządzania produkcją software’u, tak inną od prac kreatywnych nad big idea.
W ostatnim czasie, w miarę rozwoju, rynek dojrzał też model współpracy na linii agencja – software house. Z uwagi na to, że współpraca w modelu outsource nierozłącznie wiąże się ze wspólnymi celami. Jeszcze kilka lat temu standardem było minimalizowanie kosztów za wszelką cenę. Takie podejście jest dobre tylko dla krótkowzrocznych managerów, którzy nie patrzą dalej niż wyniki najbliższego okresu rozliczeniowego. Wielokrotnie spotkaliśmy się z agencjami, które na etapie wyboru ofert wybrały pozornie tańszą ofertę a przed startem kampanii wracały do nas z prośba o ratunek. Celowo użyłem stwierdzenia „pozornie tańsze” , ponieważ bardzo często wybór bezwzględnie najtańszych wykonawców oznacza, że odbije się to na terminowości i jakości a finalnie na zadowoleniu klienta, które trudno przecenić.
Dla realizacji zamierzonych celów warto kultywować dobre praktyki współpracy, ponieważ są one w interesie każdej ze stron. Jak zatem powinna wyglądać idealna współpraca z punktu widzenia podwykonawcy?
Dobrym zwyczajem jest podpisywanie umowy ramowej, która w jasny sposób określa ogólne zasady współpracy pomiędzy partnerami. Jeśli współpraca zakłada realizację stałego strumienia projektów, zdecydowanie lepiej jest podpisać jedną umowę na ogół działań tak, żeby nie tracić cennego czasu na podpisywanie umów przy każdym nowym projekcie. Dodatkowo zmienność w branży reklamowej jest na porządku dziennym, więc umowa ramowa powinna pozwalać na zmiany zakresu prac poprzez ustalenia mailowe. Aneksowanie każdej zmiany na papierze nikomu się nie będzie opłacało.
Jeśli współpracę określa się mianem partnerskiej, to umowa powinna tę partnerską współpracę umacniać np. poprzez symetryczne traktowanie praw i obowiązków obydwu stron. Dotrzymywanie terminów tylko pozornie dotyczy wyłącznie wykonawców. Dla ciągłości pracy wymagane jest przestrzeganie całego harmonogramu, również przez zleceniodawcę. Terminowe dostarczanie materiałów i w razie potrzeby konsultowanie proponowanych rozwiązań, znacznie przyspiesza proces realizacji oraz daje komfort wykonawcy, to z kolei przekłada się na bezpieczeństwo całego projektu. Ktoś powiedział kiedyś, że improwizacja jest dobra, pod warunkiem, że została wcześniej odpowiednio zaplanowana. Trud, jaki stoi za pracą nie będzie odczuwany, jeśli już na początku ustali się standardy dotyczące kodowania, designu i ogólnie zarządzania projektem.
Zmorą software house’ów jest duża nieufność agencji do ich wycen i rekomendacji. Na porządku dziennym jest cięcie budżetów i wdrażanie w toku prac prowizorycznych rozwiązań, które od początku nie były zalecane przez wykonawcę. Takie działania mają często opłakane skutki dla projektu, szczególnie w dłuższej perspektywie czasu, gdy oczekiwania klienta rosną a rozwiązanie zrobione „na kolanie” nie jest wystarczająco elastyczne.
Warto pamiętać, że partnerski model współpracy to nie tylko dźwięczny slogan dobrze wybrzmiewający w salach konferencyjnych, ale słowa za którymi stoją realne wartości. Jasny podział kompetencji i wyraźnie zarysowany zakres odpowiedzialności wiele ułatwiają już na samym początku. Partnerstwo w biznesie nie mogłoby istnieć bez wzajemnego zaufania do umiejętności i wiedzy drugiej strony. Warto pamiętać o tych rzeczach mając na uwadze przede wszystkim dobro projektu i zadowolenie klienta.
Artykuł pierwotnie ukazał się w wakacyjnym nr 7-8 (438) Media Marketing Polska.